Specjalista od mokrej roboty

Loki - nordycki bóg zniszczenia, śmierci i oszustwa. Michał - archanioł, najpotężniejszy z aniołów, wódz zastępów niebiańskich. Czy to możliwe, żeby coś ich łączyło?

Recenzja: Kłamca, Jakub Ćwiek

Loki (aka Kłamca) nie był miłym bogiem z gatunku tych, co to pomagają staruszkom, zbłąkanym dzieciom w lesie czy innym niezdarom. Nic z tych rzeczy. Wsławił się przede wszystkim niezliczonymi oszustwami. Właściwie ciężko powiedzieć nawet, że był bogiem pełną gębą - nie należał przecież do Asów (głównej dynastii bogów nordyckich). To przymierze krwii, zawarte z Odynem (zresztą dzięki przebiegłości i chytrości) spowodowało, że stał się kimś w rodzaju jego przybranego syna. Powszechnie znane były jego talenty do przemiany w praktycznie każdą żywą istotę, w jaką mu się zachciało. Można się domyślić, jakie to dawało możliwości.

Nordyccy bogowie, którzy mieli Lokiego za szaleńca i psotnisia, wybaczali mu wiele. Miarka przebrała się jednak, kiedy Loki przyczynił się do śmierci Baldura – boga piękna, a zarazem syna Odyna. Za karę został przykuty do skały w towarzystwie siedzącego mu nad głową węża. Węża, dodajmy, jadowitego, na dodatek kapiącego jadem wprost na głowę skazańca. Sigyn, wierna żona Lokiego, litościwie trzymała misę nad twarzą Kłamcy, chroniąc go przed trucizną. Nikt nie wierzył, że wierna kobieta wytrzyma. Dała radę przez całe wieki. Kiedy misa napełniała się, Sigyn ją opróżniała. Korzystając z okazji, wąż pluł jadem na niechronioną niczym głowę przykutego do skały boga. Potem misa wracała na swoje miejsce. I tak w kółko…

Tyle mitologia. Resztę poznajemy z opowieści Kuby Ćwieka. Niekończącą się katorgę, podczas której jad o właściwościach kwasu wypalał twarz Lokiego, na dodatek trwającą od całych wieków, przerywa archanioł Michał. Anioł odwiedza podziemia Walhalli w efekcie umowy, którą zawarł z Sigyn. W zamian za zabicie Odyna – wolność dla niej i dla jej męża.

Archanioł? Nordyccy bogowie? Zaraz, nie wszystko jasne? Otóż trzeba wam wiedzieć, że Niebo wypowiedziało wszystkim fałszywym bogom świętą wojnę (wszak wiadomo, że Bóg jest tylko jeden) i właśnie eksterminuje Walhallę i jej mieszkańców. Powody? Różnorakie, począwszy od nakazów Pana („Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”), na domysłach skończywszy (istnieje teoria, że za powstanie całej tej „pogańskiej hałastry” odpowiada nie kto inny, jak sam Lucyfer). Jest to o tyle łatwe, że Bóg się gdzieś zawieruszył i Jego zdanie na temat wojny nie jest znane. Władzę niepodzielnie sprawują anioły, które o wszystkim decydują same.

Tak więc Odyn, Thor i cała reszta władców zaświatów z nordyckich wierzeń doświadcza Ragnaroka w wykonaniu anielskim. Należy to rozumieć mniej jako mitologiczny koniec świata i ostatnią wielką bitwę z olbrzymami, a bardziej – dosłownie nawet - jako zmierzch bogów. Asgard trawi ogień, w ogromnej bitwie giną setki aniołów i nordyccy bogowie. Prawie wszyscy.

Michał uwalnia Lokiego. Przy okazji proponuje mu układ. Powszechnie wiadomo, że anioły muszą w walce ze złem trzymać się jasno określonych zasad. Zasad, które można – mocno upraszczając - podsumować jednym zdaniem: nie wolno im czynić zła. Nie wolno kłamać. „Ale (…) czasem kłamstwo to jedyna droga. Dlatego właśnie potrzebujemy Lokiego”. Mistrz kłamstwa, nordycki bóg zniszczenia i śmierci w jednym przystaje na propozycję Niebieskich. Oczywiście nie bezinteresownie… Zapłatą za pracę będą anielskie pióra o niebywałej wartości. Między innymi one.

Niniejszy wstęp to praktycznie streszczenie pierwszego opowiadania ze zbiorku Kłamca. Pozwoliłem sobie na paskudny spoiler z dwóch powodów. Pierwszy: chciałem pokazać, że ta książka jest wyjątkowa. Takiego pomysłu nie znajdziecie nigdzie indziej. Drugi: jest to jedno z dwóch opowiadań w zbiorku, których akcja rozgrywa się w jakiś mitycznych zaświatach, gdzieś poza czasem, i ewidentnie stanowi wstęp do tego, co będzie później. Cała reszta dzieje się jak najbardziej współcześnie w Stanach, w Polsce, w Egipcie – wszędzie tam, gdzie potrzeba, aby nasz specjalista od mokrej roboty się pojawił. Jednym słowem – reszta to zupełnie odmienne opowiadania.

Historie, które opowiada autor, pomysłowością naprawdę potrafią zaskoczyć. W każdym opowiadaniu Loki ma do wykonania odrębne zadanie. Nie będę zdradzał wam, w czym Kłamca pomoże Niebieskim, ale gwarantuję, że zadania nie będą należeć do prostych. Z podobnym rozwiązaniem (jedno opowiadanie – jedno zadanie) mamy często do czynienia w literaturze fantastycznej – dobrym przykładem jest chociażby Piekara i jego inkwizytor. Fabuła jest ważna, owszem, ale stosując takie rozwiązanie autor musi pamiętać o czymś równie ważnym, jeśli nie ważniejszym: o bohaterze. I Ćwiek pamięta: bohater jest zdecydowanie jedną z najmocniejszych stron jego opowiadań. Jest tym ogniwem łańcucha, które zadecydowały o końcowej ocenie książki w największym stopniu.

Loki to bezwzględny, cyniczny zabójca, obdarzony specyficznym poczuciem humoru. Młody, modnie ubrany, długowłosy mężczyzna, gdzieś pod ręką zawsze trzymający pudełeczko wykałaczek. Wykałaczek, które są nieodłącznym elementem jego wizerunku, prawie tak istotnym, jak spluwa. Mistrz kamuflażu, potrafi przybrać postać każdej osoby, jaką zechce się stać. Zresztą, jego wizerunek też jest maską – w końcu jad węża zrobił swoje z jego prawdziwą twarzą. Może stać się niewidzialny. Wielbiciel wdzięków pięknych kobiet. Elokwentny, szarmancki, niezwykle sprytny egoista. Sami widzicie, że nie sposób go nie polubić.

Ok. Pogadaliśmy o fabule, o bohaterze, trochę o mitologii. Między wierszami wpakowałem to wszystko, co teraz powiem otwarcie. Jestem zachwycony. Jakub Ćwiek debiutuje w rewelacyjnym stylu. Nie mówię tutaj o jakimś specjalnie wysublimowanym języku czy ogólnie warsztacie pisarskim – u Ćwieka jest z tym po prostu dobrze, nic ponadto. Co więc dostajemy? Świetną, absorbującą, lekką fantastykę, którą pożera się w tempie przyprawiającym o zawrót głowy. W tempie, które dorównuje tylko prędkości wydarzeń, które rozgrywają się na kartkach książki. Od Lokiego nie sposób się oderwać. Melanż różnorakich religii, nawiązania do Pisma Świętego, filmów, wyśmienity, oszczędny i cyniczny humor bohatera, kapitalne historie… czegóż chcieć więcej? Śmiem twierdzić, że Loki jest jednym z ciekawszych bohaterów fantastycznych, jakich miałem okazję poznać w minionym roku.

Właściwie książka ma tylko jedną wadę: kończy się zbyt szybko. Uwielbiam takie historie: aniołowie (kto powiedział, że Kossakowska ma mieć monopol na pisanie o Niebieskich?), mitologia, wydarzenia rozgrywające się na kilku płaszczyznach i w różnych światach. I sceny, które zapadają w pamięć (na ten przykład czarna msza z aniołami w roli kapłanów wywołujących demony). Kuba Ćwiek potrafił to wszystko zmiksować wspaniale. Efekt powala.

Gdyby ktoś jeszcze nie dosłyszał: tę książkę należy przeczytać. Wcale nie dlatego, że jest jakimś przełomem, czy że jest świetnie napisana. Nie. Należy ją przeczytać, żeby zrozumieć, jak wygląda interesujący bohater, nienachalny humor, dobrze opowiedziana historia i brawurowe tempo akcji. Tak wygląda rozrywkowa fantastyka, która spodoba się każdemu, kto ma dość elfów, krasnoludów i innego tałatajstwa.

PS1. Opowiadanie, które mnie kompletnie rozłożyło nosi tytuł Cicha noc. Kiedy przeczytacie, będziecie wiedzieli, czemu :)

PS2. Przed lekturą przyda wam się trochę informacji o mitologii nordyckiej i aniołach. Taka wiedza nie jest wymagana, ale z pewnością umili lekturę. Interesujące linki znajdziecie obok, w sekcji Warto zobaczyć. ■

Poprzednia recenzja„Nijacy bohaterowie”
Następna recenzja„Żywot człowieka współczesnego”
3 komentarze
diusz
Wysłano 01 czerwca 2008 o 11:28

Zdecydowanie zgadzam się z zaleceniem "tę książkę należy przeczytać".
Tylko ta kiepska okładka odstrasza - taka strasznie kiczowata.

DaimonF
Wysłano 30 maja 2010 o 21:47

Czy dobrze mi się wydaje, że książka jest co najmniej inspirowana "Siewcą Wiatru" Kossakowskiej? -Bóg się gdzieś podział, anioły trzymając to w tajemnicy sprawują władzę, a przeciw wszystkim zmierza Siewca Wiatru... Tak jest w "Siewcy Wiatru", którego czytałem dobre 6 lat temu...

mała
Wysłano 30 maja 2010 o 22:00

Świetnie napisane :) sama przeczytałam Lokiego z zapartym tchem, sięgając później po inne twory Ćwieka, ale Kłamcy nic nie przebije.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Nijacy bohaterowie”
Następna recenzja„Żywot człowieka współczesnego”