Wilk detektyw

Wojtek Smykała umarł na dworcu w Koninie z przyczyn dalece nienaturalnych. Można bezpiecznie założyć, że śmierć była dla niego sporym zaskoczeniem.

Recenzja: Wilk i... śmierć bankiera, Tomek Klarecki, Iza Smolarek

Młody, genialny makler z pewnością zdawał sobie sprawę z faktu, że ma sporo zawistnych i mściwych wrogów, którzy po prostu zazdroszczą mu pozycji, pieniędzy, powodzenia u kobiet, młodości - krótko mówiąc: życia. A jednak dał się zwabić na ten konkretny, pechowy dworzec. Dworzec, na którym czekał zabójca.

Krąg podejrzanych jest wyjątkowo szeroki - denat był światowcem, interesy prowadził w kilku największych miastach Polski, a więc znajomych miał od przysłowiowego groma. Miał też wpływowego i wystarczająco bogatego ojca, którego stać było na zatrudnienie najlepszego prywatnego detektywa – Tomasza Wilka, byłego funkcjonariusza UOP-u.

Zadanie? Odnaleźć zabójcę. To oczywiście wcale nie będzie ani proste, ani bezpieczne. Młody i zdolny Wilk maczał palce w transakcjach finansowych, w których od liczby zer przed przecinkiem można dostać oczopląsu. W związku z tym należy założyć, że ludzie, z którymi robił interesy, niekoniecznie będą skłonni pomagać w śledztwie. Kto powiedział, że życie detektywa to bułka z masłem?

Tomek Klarecki i Iza Smolarek zapraszają w podróż do świata, który na co dzień wielu z nas jest całkiem obcy: świata olbrzymich pieniędzy, pięknych kobiet i uwodzicielskich mężczyzn. Jak sprawdza się pomysł na kryminał w środowisku „maklerskiej bohemy”? Zanim odpowiem na to pytanie, przedstawię autorów. A właściwie pozwolę, żeby sami to zrobili.

Od lat para grafomanów, autorów tanich kryminałów, nagabywała go [Wilka] o „informacje z półświatka”. (…) On wiecznie nieprzytomny, w porysowanych okularach i obszarpanej odzieży, ona arogancka, wścibska (…). Tolerował ich, ponieważ poprawiali samopoczucie, będąc żywym dowodem głębokiej degrengolady homo sapiens (…). Teraz ta koszmarna para (…) wygrała konkurs na polską współczesną powieść kryminalną…

Gdyby ktoś miał wątpliwości napiszę, że wspomniana powieść to oczywiście Wilk… i śmierć bankiera. Powyższy cytat, który znajdziesz na 217. stronie, zawiera co najmniej trzy cenne informacje:

  1. Autorzy mają do siebie i swojej pracy – z braku innego, lepszego słowa – dystans; od razu zaznaczę, że irytują mnie takie kwiatki w tekście – autorzy sugerują czytelnikowi, że to, co czyta, ma traktować jako grafomańskie wypociny.
  2. Powieść zdobyła główną nagrodę w konkursie na polską współczesną powieść kryminalną. Było to w 2005 r.
  3. To, co wydała Supernowa, to zmodyfikowana wersja oryginału, który zdobył nagrodę.

Niby wszystko pięknie-ładnie, ale… Książka nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle setek innych, podobnych powieści kryminalnych. Nie, nie mówię tutaj o fabule, która rzeczywiście skonstruowana została w sposób uniemożliwiający łatwe wskazanie zabójcy. Mówię raczej o wartościach literackich powieści i ogólnym wrażeniu. Po prostu, trudno znaleźć tutaj coś, o czym nie zapomina się wraz z odłożeniem książki na półkę. Jedynie „scenografię” można zaliczyć do nieczęsto spotykanych – środowisko maklerów i młodych juppies to ciągle wdzięczny temat dla pisarzy.

Bohater? Detektyw, uzależniony od kobiet i niezobowiązującego seksu uwodzicielski maczo, żyjący w luźnym związku z – a jakże! – piękną i zakochaną w nim kobietą, która jednak również uwielbia urozmaicać sobie życie przygodnymi partnerami. Wydarzenia? Dzieje się dużo, przez powieść przewija się całkiem spora ilość powiązanych różnymi układami ludzi, w efekcie czasem trudno się połapać, kto jest kim… Erotyka? Owszem, bohaterowie często lądują w łóżku nie po to, żeby w nim spać, albo kontemplują krągłości czy wystające spod sukienek uda i dekolty. Jednym zdaniem, nic wulgarnego, raczej element dodający koloru wydarzeniom powieściowym, „tworzący” głównego bohatera.

Wydaje się, że rozwiązanie zagadki zabójstwa młodego bankiera to nie to, o co chodziło parze autorów. Odnoszę wrażenie, że znacznie bardziej bawiło ich portretowanie bohaterów, których spotkamy na kartach powieści i opisywanie wspomnianego maklerskiego światka wielkich pieniędzy i wielkich pokus. Trzeba zaznaczyć, że udało im się to całkiem nieźle.

A jednak powieści brakuje tego czegoś, co powoduje, że przyciąga czytelnika jak magnes. Niby wszystkie elementy mechanizmu są na miejscu, ale brakuje smarowania.

Dla fanów gatunku. ■

Poprzednia recenzja„Zakopane, jakiego nie znacie”
Następna recenzja„Autoportret geniusza”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Zakopane, jakiego nie znacie”
Następna recenzja„Autoportret geniusza”