Kajdanki

Kajdanki zacisnęły się na rękach Jessie Burlingame. "Znowu to samo" - pomyślała, z trudem kryjąc zniechęcenie. Nie miała specjalnej ochoty na erotyczne ekscesy. Zwykle, kiedy Gerald proponował tę swoją grę, godziła się, bardziej dla świętego spokoju, niż z faktycznej potrzeby urozmaicania pożycia. Dzisiaj zarówno mąż, jak i przykuwanie do łóżka śmieszyły ją i nasuwały skojarzenia z tanimi pornosami.

Recenzja: Gra Geralda, Stephen King

Nieprzytomny wzrok Geralda lubieżnie przemykał po ciele żony, przykutej do łóżka w domku letniskowym na końcu świata. Za oknem, nad jeziorem, wył nur. Gdzieś w lesie samotny drwal ścinał drzewa. W tych pięknych okolicznościach przyrody Jessie podjęła decyzję. Właściwie dlaczego zawsze ma się zgadzać na fanaberie męża?

„Dajmy dziś spokój, dobrze?”

Niedobrze.

Zastanawialiście się kiedyś, co by się stało, gdyby ktoś zabrał was na jakieś zadupie, rozebrał, położył do łóżka, przykuł do niego kajdankami a potem... umarł? W przypadku męża bohaterki "Gry Geralda" trudno co prawda mówić o śmierci z przyczyn naturalnych, ale fakty są bezsporne: pacjent nie żyje. Do Jessie, która przypadkowo wysłała Geralda do krainy wiecznych łowów, w pierwszej chwili dociera tylko to, że właśnie została wdową. O tym, że ma przechlapane, pomyśli kilka chwil później. Zaś kilka godzin później okaże się, że perspektywa samotnej śmierci w łóżku nie była wcale taka całkiem zła.

Można w tym miejscu zapytać: czy książka, w której przez ponad 300 stron bohaterka leży przykuta do łóżka, może być ciekawa? O czym opowiadać, kiedy akcję da się zamknąć w zdaniu „leżała na łóżku i bała się?”. Okazuje się, że owszem, da się na takim pomyśle zbudować powieść. Przede wszystkim, można podsyłać bohaterce rozmówców (nawet, jeśli są fikcyjni i siedzą jej w głowie). Można pozwolić jej wracać do traumatycznej przeszłości, z którą należy się w końcu pogodzić. Można wreszcie ubarwić jej pobyt w domku nie tylko próbami uwolnienia się, ale również...

Stephen King tym razem proponuje nam powieść, którą wydawca wrzucił do worka z napisem horror psychologiczny. Czy ja wiem? Lepszą etykietką byłby pewnie thriller psychologiczny. Tak czy siak, nie jest to z pewnością najlepsze dzieło tego amerykańskiego pisarza. Ci, którzy nieopatrznie zaczną przygodę z Kingiem od "Gry Geralda" mogą poczuć się mocno zawiedzeni, bo opowieść o przykutej do łóżka Jessie jest generalnie nudna i nijaka.

Oddajmy Kingowi sprawiedliwość: potrafi pisać, jak mało kto. W przypadku "Gry Geralda" łapałem się jednak na tym, że po niektórych akapitach przelatywałem ledwie wzrokiem, inne po prostu opuszczałem - nic nie wnosiły do lektury. Są momenty, w których od książki nie można się oderwać, ale i takie, w których powieść zwyczajnie nudzi. Łatwo się domyślić, że tych ostatnich jest znacznie więcej. Trudno też powiedzieć, że autorowi udało się mnie przestraszyć. Dobrze chociaż, że King potrafi inteligentnie i ciekawie przeplatać opowieść retrospekcjami, koszmarami sennymi bohaterki, rozmowami z fikcyjnymi przyjaciółkami. Dzięki temu ostatnie, co można o tej powieści napisać to to, że narracja jest do kitu. "Gra Geralda" wypada jednak zaskakująco blado przy takich dziełach jak To, Misery (motyw z przykuciem do łóżka!) czy Lśnienie.

Podsumowując: "Gra Geralda" to lektura dla fanatycznych wielbicieli Kinga. Jeśli nie należysz do tego grona, spokojnie możesz sobie ją odpuścić. Dobrnąłem co prawda do końca (drugą połowę książki czyta się znacznie lepiej, może dlatego, że akcja przyspiesza), jednak jestem pewien, że w czasie, który poświęciłem na lekturę mógłbym zrobić coś bardziej pożytecznego. Na ten przykład przeczytać coś innego.

Dodam jeszcze, że książkę wygrzebałem w supermarkecie. 13 złotych to niestety ciągle za dużo jak na takie nijakie czytadło. ■

Poprzednia recenzja„Robale atakują”
Następna recenzja„Groza i psychoza”
1 komentarz
Jey
Wysłano 13 sierpnia 2011 o 12:50

Moje odczucia są wręcz odwrotne. Pierwszą część czytało mi się świetnie, może dlatego, że wiedziałam co się stanie i nie skupiałam na rozwoju akcji ale na psychice bohaterki i różnych zawartych w książce szczegółach. Ogólnie czuję pewien niedosyt po przeczytaniu całości. Mniej więcej 3/4 to apogeum akcji i napięcia (jeśli oczywiście interpretujemy książkę jako powieść psychologiczną), które, moim zdaniem, nie zostaje odpowiednio rozwiązane. Niby główna bohaterka godzi się ostatecznie z zewnętrznymi głosami, ale nie wiadomo jaka jest jej pozycja wobec ojca, poza tym ,myślałam, że pojawi się bardziej konkretne powiązanie między wydarzeniami sprzed 30 lat a teraźniejszą sytuacją Jessie oraz postacią stojącą w rogu pokoju i będzie wyjaśniona również wizja studni i kobiety nad nią klęczącej.
Scena uwolnienia się i ucieczki z domu naprawdę świetna ale sama końcówka, w której zawarta jest historia nekrofila, odstaje od całości. Moim zdaniem King nie potrafi stworzyć odpowiedniej formy.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Robale atakują”
Następna recenzja„Groza i psychoza”