Co to? To TO!

Miasto było nawiedzone. Bez dwóch zdań. Coś groźnego czaiło się w powietrzu. Coś obserwowało. Na domiar złego powietrze wyraźnie śmierdziało - wiatr wiał znad Barrens, kanałów, rzeki i wysypiska śmieci. Siedziałem na werandzie hotelu przy Main Street, starając się ignorować wszechobecny w tym miejscu zapach (zapach! Dobre sobie!) zbutwiałych liści, wylewających się do Kenduskeag ścieków i odpadków gnijących na wysypisku. Zapach śmierci i rozkładu. Zbliżał się wieczór. Bałem się coraz bardziej.

Recenzja: To, Stephen King

Pozwólcie, że bohaterkę niniejszej recenzji przedstawię odrobinkę nietypowo. To przyciąga uwagę już od pierwszego spojrzenia. Normalnie, gdy piszę coś podobnego o książce, mam na myśli okładkę. Nie tym razem jednak, chociaż tej konkretnej okładce nic nie można zarzucić. Mnie bowiem chodzi o grubość. Wierzcie mi, zmierzyłem: całe pięć i pół centymetra. Bip-bip.

Więc tak: najpierw przyciąga uwagę, a następnie zwala z nóg. Normalnie, gdy piszę coś podobnego o książce, mam na myśli fabułę. Nie tym razem jednak, chociaż tej konkretnej historii nic nie mogę zarzucić. Mnie bowiem chodzi o cenę. Wierzcie mi, zapłaciłem: blisko pięćdziesiąt złotych. Bip-bip.

Zdaję sobie sprawę, że wspominane dwa fakty wyeliminowały jakąś połowę potencjalnych czytelników. Powody są oczywiste: jednych odstraszy 1216 (słownie: tysiąc dwieście szesnaście) stron powieści, drugich 49 złociszy, które być może udałoby się wydać znacznie przyjemniej (czemu pomyślałem o kilkunastu butelkach, oczywiście bezalkoholowego ;), piwa?). Pytanie zasadnicze brzmi: czy warto wydać pół stówki i poświęcić cenny czas na przeczytanie Tego? Odpowiedź jest prosta: warto.

Autorem książki - bohaterki dzisiejszych rozważań - jest Stephen King. Czy jest ktoś, kto nie zna tego nazwiska? Nie widzę? Mistrz horroru, podobno obecnie najpopularniejszy pisarz na świecie (ale czyż nie to samo mówi się o pani Rowling?), autor sporej sterty powieści, z których każda to bestseller i potencjalny scenariusz filmowy. Wystarczy, że wspomnę jedynie o kilku płodach jego zaiste genialnego umysłu, które powinny być wam nieobce: Miasteczko Salem, Missery, Lśnienie, Zielona Mila, Bastion (nota bene o równie słusznej objętości około tysiąca trzystu stron), Smętarz dla zwierzaków. Podobnie jak wyżej wymienione, To należy do ścisłego kanonu powieści Kinga, które zadecydowały o popularności amerykańskiego pisarza i uczyniły go królem horroru.

I tym razem King udowadnia, że co, jak co, ale pisać to on potrafi. Przenosimy się oto do niewielkiego, sennego i typowego miasteczka w Stanach, w którym każdy zna każdego, w którym ludzie nie zamykają domów i w którym życie toczy się aż nadto leniwie i schematycznie. W takim to miasteczku w niezwykłych okolicznościach ginie mały chłopiec. I nagle okazuje się, że miasteczko nie jest ani typowe, ani nie są stereotypowi jego mieszkańcy.

Za dnia obserwowałem mieszkańców. Włóczyłem się po mieście i spoglądałem im w oczy. Wydawało się, że nikt nie czuje tego, co ja. Szarzy, jednakowi ludzie, pozdrawiający się od czasu do czasu, uśmiechający się i zatrzymujący na pogawędki. Brak jakichkolwiek niepokojących objawów. Pozornie normalne, senne, niewielkie miasteczko, jakich w Stanach wiele. A jednak z Derry, w stanie Maine, coś było nie tak. Z miastem - albo ze mną.

Śmierć małego George'a Denbrougha otwiera serię tajemniczych zabójstw i zaginięć w Derry. Ofiary giną w makabryczny sposób, tylko nieliczne, brutalnie okaleczone ciała są odnajdywane. Tajemniczy zabójca morduje głównie dzieci. Policja jest bezsilna: zamyka niewinnych podejrzanych, gubi się w irracjonalnych poszlakach, na domiar złego zeznania świadków zdarzeń to czysta fantastyka. Wygląda na to, że nikt nie jest w stanie wskazać prawdziwego zabójcy.

Przed szansą rozwiązania zagadki staje pozornie zupełnie niedobrana grupa dzieciaków: Bill jąkała, grubas Ben, astmatyk Eddie, czarny Mike (sam kolor skóry wystarcza, aby w ówczesnej Ameryce był odmieńcem), okularnik Richie, strachliwy Stan i dziewczyna - Beverly. Poza kłopotami z kolegami - bandą zdegenerowanych, ewidentnie bezmózgich nastolatków - łączy ich coś jeszcze: zobaczyli coś strasznego i udało im się ujść z życiem.

Powieść rozgrywa się równolegle w dwóch płaszczyznach czasowych. Pierwsza z nich to lata sześćdziesiąte minionego niedawno wieku, kiedy to poznajemy bohaterów opowieści oraz miasteczko Derry i jego mieszkańców. Druga płaszczyzna przenosi nas dwadzieścia lat w przód. Bohaterowie, już jako dorośli, spotykają się, aby ponownie stawić czoła złu, które zalęgło się w mieście. Obydwie główne płaszczyzny czasowe powieści przenikają się wzajemnie, uzupełniają, opowiadane są równolegle, a ponadto - jakby tego było mało - doprawiane są od czasu do czasu tajemniczymi historiami z bliższej lub dalszej przeszłości miasteczka.

Generalnie nie cierpię cyrku. Może dlatego ten cholerny clown, który machał do mnie wczoraj na ulicy tak mnie przestraszył. Głupie, nie? Stary pryk boi się clowna! Wyglądał klasycznie: typowe wdzianko, wielkie pomarańczowe pompony, biała twarz i ten paskudny uśmiech od ucha do ucha. Właśnie. Uśmiech. To ten uśmiech wyraźnie mi się nie podobał. Uśmiech i upiorne oczy. No i oczywiście te jego balony. Wicie, wiał silny wiatr. Hmmm... jakby to... te balony nie unosiły się po prostu w powietrzu, one się w nim... pławiły. Widziałem to wyraźnie, więc zdaje się, że zwariowałem: one płynęły pod wiatr. W moim kierunku. Widziałem to równie wyraźnie, jak napis, który widniał na jednym z nich, na tym krwawoczerwonym: ZGINIESZ! POZDROWIENIA OD CLOWNA PENNYWISE'A.

Opowieść, którą przedstawia King, wgniata w fotel nie tylko siłą samej fabuły (nie! Nic więcej wam nie powiem!), ale - a może: przede wszystkim - drobiazgowością, z jaką autor przedstawił Derry i jego mieszkańców. King z przyprawiającą o zawrót głowy dokładnością zadbał, abyśmy poznali każdą z postaci pierwszo- i drugoplanowych. Tak więc niejako mimochodem dowiemy się, kto z kim i dlaczego, poznamy rodziny pogromców zła i problemy, z którymi się borykają. Podejrzewam również, że na podstawie opisu miasta śmiało można stworzyć jego szczegółową mapę (mapy takie de facto powstały: jedna z nich znajduje się pod niniejszym tekstem). Troska autora o przedstawienie pozornie nieistotnych faktów z życiorysu bohaterów jest naprawdę imponująca.

Nudne? Zapewniam, że nie. Wszelkie konieczne opisy i wyjaśnienia wplecione w opowieść mają na celu uwiarygodnienie postaci. I rzeczywiście tak się dzieje: Bill i jego drużyna po prostu żyją. Więcej - zaryzykuję stwierdzenie, że siła tej książki i jej genialność są wprost proporcjonalne do tego pozornie nieistotnego wkładu. Bo przecież historię, którą proponuje nam King bez większego trudu dałoby się streścić na paru stronach. Zresztą, najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego sam autor, niejednokrotnie uprzedzając fakty i z nonszalancją informuje nas, że ten sam konkretny klient, który właśnie radośnie biegnie główną ulicą Derry, zginie parędziesiąt kartek dalej. Sam finał pierwszej opowieści, tej dziejącej się w latach sześćdziesiątych, znany jest praktycznie od samego początku, co nie przeszkadza autorowi opowiadać przez następne pół książki. Już sam ten fakt świadczy o geniuszu Kinga, który zdaje się mówić: co z tego, że wiecie, jak to się skończy. Ja wiem, że wy chcecie wiedzieć, CZEMU kończy się tak, a nie inaczej i JAK do tego dojdzie. A odpowiadając na tak postawione pytania autor kieruje się żelazną konsekwencją: bohaterowie działają zgodnie z profilem psychologicznym i doświadczeniem życiowym, które tak szczegółowo kreśli King. Dodatkowo, wplecione w główny wątek dygresje i retrospekcje nie tylko uwiarygodniają historię, ale pozwalają delektować się nie jedną fabułą, ale kilkoma (kilkunastoma) historiami przemyconymi w jednej.

Przyznajcie sami: dzieło typu przyszli, zobaczyli, zwyciężyli (albo i nie) można porównać do byle jak podanej potrawy bez przypraw: zjeść się da i nawet głodni nie będziemy, ale breja była generalnie nijaka i raczej nie zapamiętamy, że jedliśmy coś dobrego. Po co to wszystko piszę? Ano po to, aby odeprzeć ewentualne zarzuty o zbytnią rozwlekłość kierowane pod adresem pisarza. To naprawdę ma sens, jeśli po pióro sięga geniusz pokroju Kinga. Nota bene, Kinga i Koontza zawsze uważałem za pisarzy, którzy mogliby pisać o byle czym, a i tak efekt ich pracy czytałoby się z zapartym tchem.

Kim w ogóle jest ten clown? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się, że to był sen. W najlepszym razie wszystko mi się przewidziało. Tym bardziej, że więcej go nie widziałem. Zrozumcie, ten clown był przerażający! Mimo to... mimo to w jakiś tajemniczy sposób pasował do tego miejsca. Jakby był ucieleśnieniem tej grozy, którą odczuwałem w całym Derry. Modlę się, żeby to był sen! W żaden jednak sposób nie mogę zignorować tego, co zobaczyłem w pokoju hotelowym. I na parkingu. I jeszcze w restauracji. Wszędzie to samo: upiorny balonik ordynarnie pławiący się w powietrzu. Tak, ten z pozdrowieniami i obietnicą śmierci. Najgorsze zaś jest to, że tylko ja go widzę. Najwyraźniej zwariowałem.

Sposób, w jaki opowiedziana jest historia, adekwatny jest do objętości książki. Ta książka wręcz została stworzona z myślą o czytających ją w taki sposób, w jaki robiłem to ja. Spokojnie, już tłumaczę. Człowiek pracujący (znaczy się, konkretnie: ja) to człowiek mocno zajęty. Nie ma zbytnio czasu na sięgnięcie po książkę, a już na pewno nie ma czasu, aby ponad tysiącstronicowe tomiszcze pokonać w jeden / dwa dni. Siłą rzeczy czytałem To około pół miesiąca. I co? I mówię wam szczerze: nie ma możliwości zapomnieć, kto jest kim, po co ten cały Eddie leciał do tego gościa w aptece albo czemu Silver zasuwa z takim hałasem. King po prostu o to zadbał. Sami zobaczycie, jak.

Miłośnicy X-tej muzy z pewnością skojarzyli, że na podstawie To powstał dwuodcinkowy miniserial o identycznym tytule. Film, który ogląda się z przyjemnością, ale zarazem taki, który mocno spłyca książkę. Na tym konkretnym przykładzie widać to wyjątkowo wyraźnie i myślę, że tym razem odpowiedź na odwieczne pytanie: co lepsze: książka czy film? jest wyraźnie jednoznaczna i oczywista. A więc głośno i wyraźnie: książka bezsprzecznie bije film na głowę.

// Gwoli ścisłości, w 2017 i 2019 roku powstały dwa kolejne filmy na podstawie "To" - właściwie, podobnie jak wcześniej, są to dwa "odcinki" jednej historii. Oczywiście nie mogłem tego wiedzieć, pisząc tę recenzję w 2003 roku.

Pozytywnie zaskoczyła mnie solidność, z jaką To wydano. Pomimo miękkiej oprawy i klejenia książka nie rozpadła mi się w rękach w czasie czytania. Do tłumaczenia i redakcji tekstu nie ma się co przyczepiać, pomimo paru (można policzyć na palcach jednej ręki) literówek. Generalnie, solidna robota Zysku.

Podsumowując: świetna książka uznanego autora, dzieło zaliczane do ścisłego kanonu horroru, "must-read" dla każdego wielbiciela fantastyki i nie tylko. Gwarantowana podróż do Ameryki lat sześćdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Niesamowita historia grozy z elementami science-fiction. A jeśli mimo wszystko książka wam się nie spodoba, zawsze możecie użyć jej do obrony własnej (ciężka jest), ewentualnie do ozdoby biblioteczki.

Zbliża się noc. Boję się. Balony pojawiają się znikąd i pławią się w powietrzu. Umywalka w pokoju wypluwa niezidentyfikowaną ciemną ciecz. Boję się podejść, bo mogłoby się okazać, że to krew. Coś nadciąga. Czuję to.

PS. Wstawki fabularne nie są cytatami z książki, natomiast wszelkie podobieństwo jest bezsprzecznie i niezaprzeczalnie zamierzone. ■

Mapa Derry - To

Jedna z map Derry, plik z Stephen King Wiki

Poprzednia recenzja„Śmichy - Heechy, czyli z pamiętnika kosmicznego podróżnika”
Następna recenzja„Umarł Robin Hood, niech żyje Match!”
16 komentarzy
mary_jane93
Wysłano 22 lipca 2008 o 11:05

książka jest świetna! z resztą - jak wszystkie Stephen'a King'a. pełna napięcia, naglych zwrotow akcji. naprawde polecam;]

ewa
Wysłano 19 stycznia 2009 o 19:24

Książka dobra, trzyma w napięciu, ale zakończenie rozczarowuje....
UWAGA!!! SPOILERY!!!
Kosmiczny pająk? Trochę to bez sensu, nie ma motywacji zabijania, logiki w tym żadnej. Sama akcja niczego sobie, wciąga, ale końcówka? I kilka niedomówień - najpierw wspomnienie o tym, że grupa będzie poszukiwana pod zarzutem morderstwa, a potem wszyscy spokojnie wracają do swoich zajęć - bez zarzutów. Zupełnie bez sensu wprowadzony wątek Roberta Graya...

wojciech
Wysłano 20 kwietnia 2009 o 17:46

Oj, dzieciaki ! Największym mistrzem horroru jest nie King, a Peter Straub. Odsyłam do książek : "Kraina Cieni" , "Upiorna opowieść",
"Zaginiony, zaginiona", "Pan X" - przeczytacie, zrozumiecie o czym mówię!

Peter Straub
Wysłano 19 czerwca 2009 o 14:04

Nie zgodze sie z Toba wojciechu, ale nie w 100%. Osobiscie uwazam, ze King jest uwazany za mistrza horroru glownie przez swoje ksiazki, tudziez popularnosc. Natomiast niewatpliwie znalazloby sie wiele innych rownie dobrych, a nawet lepszych autorow, z tym ze nie latwo jest dorownac "popularnosci" Kinga, a co za tym idzie nie slyszymy o nich... Dlatego mysle, ze najwiekszego mistrza nie ma, a sa jedynie warci polecenia autorzy:)

Michu
Wysłano 28 czerwca 2009 o 09:46

Panowie, panowie...
Bezsprzecznie mistrzem gatunku jest nie kto inny, jak tylko Graham Masterton... Kto czytal, wie oczym mowie

Pozdrawiam

Kudłaty
Wysłano 31 sierpnia 2009 o 07:36

King jest mistrzem.
A jeśli kogoś przeraża grubość książki (5,5 cm :)) to polecam wydanie w oryginale - ma tylko 3,5 cm :)
Pozdrawiam i gorąco polecam.

Artur
Wysłano 08 grudnia 2009 o 21:20

Ewa!!! Dziewczyno ostrzegaj przed spojlerami!!!! Jest w połowie książki a Ty właśnie zepsułaś mi zakończenie!!!!! Trochę kultury ludzie!

bert
Wysłano 09 grudnia 2009 o 08:43

Słuszna uwaga. Proszę, uważajcie w przyszłości na spoilery w Waszych komentarzach, odpowiednio je oznaczajcie. Jeśli zauważę coś podobnego w przyszłości, jako Wasz ukochany administrator ;) pozwolę sobie wyedytować i odpowiednio oznaczyć oryginalny komentarz. Tymczasem oznaczam komentarz Ewy ostrzeżeniem przed spoilerami.

Myślcie, moi drodzy!

Bolitar
Wysłano 24 marca 2010 o 21:18

Moim zdaniem To jest jedną z lepszych ksiażek Kinga. Co do Mastertona-śmiech na sali-owszem trzeba przyznać, że pisze dobrze i trzyma w napięciu, ale wszystkie jego książki są podobne, odnoszą się do różnych religii z różnych stron świata, w efekcie czego trzeba walczyć zawsze z jakimiś duchami, tylko inaczej nazwanymi. Mastertona polecam jeśli ktoś chce dowartościować Kinga, Cobena lub Koontza. Uwaga Spojler!!

Czy ktoś potrafi sensownie wytłumaczyć dlaczego te dziecaki mając 12 lat uprawiały seks?

Toffi
Wysłano 26 sierpnia 2010 o 12:15

Przed trzema godzinami skończyłam czytać To i muszę się pochwalić że zajęło mi to trzy dni. Ta książka jest tak niesamowita że zarywałam przez nią noce. Bezdyskusyjnie jest to moja ulubiona książka jaką dotychczas czytałam i w 100% zgadzam się z recenzją. Owszem byłam nieco zdziwiona, że te 12latki uprawiały seks i liczyłam na nieco inną postać Tego w zakończeniu, ale żadna książka nie jest idealna.

bert
Wysłano 29 sierpnia 2010 o 21:19

Trzy dni taką cegłę? :) Faktycznie, niezły wyczyn :)

mad.iannna
Wysłano 13 października 2010 o 18:10

Mnie grubość nie przeraziła. A cena z nóg nie zwaliła, bo wypożyczyłam w bibliotece. W przeciągu roku przeczytałam ją dwa razy. Jesienią i wczesnym latem ;) Za każdym razem wciągała tak samo. Łatwość z jaką King przechodzi z wątku w wątek- poezja. Ale przede wszystkim podobają mi się charaktery postaci. Prawdziwe- a nie naciągane jak w niektórych książkach, nie znajdujące odzwierciedlenia w rzeczywistości. Myślę, że zimą znów przeczytam.
Spoiler!!
Fakt, że uprawiali seks, może i szokuje. Ale jak dla mnie, scena pięknie opisana. A na ich usprawiedliwienie dodałabym, że patrzyli oni na to trochę inaczej- nie jako mechaniczne "przelecenie", a bardziej akt łączący. Zauważcie, że oni nawet nie za bardzo wiedzieli o co chodzi, co można wywnioskować z niektórych opisów w książce zawartych.

Karol
Wysłano 21 września 2011 o 01:26

To dobrą powieścią? Toż to sie na papier toaletowy nie nadaje. Raz za to, że autor dwa razy opowiada tę samą historię, dwa za jedyny słuszny sposób na wydostanie się dzieciaków z kanałów, kto czytał ten wie o czym mówię. To był najdebilniejszy pomysł z jakim miałem nieprzyjemność się spotkać w literaturze. Temu panu już dziękuję.

Sonia
Wysłano 07 listopada 2011 o 19:01

Ludzie, ludzie o czym mowa? Spoilery w niczym nie przeszkadzają, nie są opisane szczegółowo toteż nie oznacza iż można je stawiać co linijkę recenzji, choć z tą zgadzam się w 100 %... Książka bardzo dobra, ale muszę przyznać że film także zwala z nóg! Proponuję państwu obejrzeć i ekranizację książki a wszyscy spojrzycie na nią z innego punktu widzenia... (a i jeśli mogę to chciałam spytać gdzie była scena o seksie 12latek? Nie zauważyłam takowej...)

Rita Saghen
Wysłano 20 grudnia 2011 o 22:56

Czuję się zachęcona do przeczytania mimo, że za Kingiem histerycznie nie przepadam ;-)

macjusz1
Wysłano 27 grudnia 2011 o 11:02

czytałem - bałem sie, ogładałem film - byłem przerażony. To zdecydowanie najlepsza książka Kinga

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Śmichy - Heechy, czyli z pamiętnika kosmicznego podróżnika”
Następna recenzja„Umarł Robin Hood, niech żyje Match!”