Pustynia jak wulkan gorąca

Islamscy fundamentaliści to nie bułka z masłem. Wie o tym każde dziecko. Zarośnięci, brodaci, fanatyczni, nienawistni porywacze. Stereotypy? Jasne, że tak. Zdaje się jednak, że niewielu ludzi na świecie chce wychodzić poza taki schemat. Nie inaczej jest w przypadku Brakującego ogniwa - tutaj też za zło wszelakie odpowiadają afrykańscy Meruni, muzułmanie, którzy toczą krwawą wojnę z jakimś zapomnianym rządem w jeszcze bardziej zapomnianym afrykańskim państewku. Islamscy fundamentaliści walczą o słuszną - w ich mniemaniu - sprawę, czyli o niepodległość.

Recenzja: Brakujące ogniwo, Janusz Płoński, Maciej Rybiński

Jak zwykle, nikt niczym by się nie przejął, gdyby nie drobnostka. Separatyści porywają francuską ekspedycję naukową, szukającą w tamtych rejonach tytułowego brakującego ogniwa, czyli dowodu na pochodzenie ludzi od małp. Nie ma to żadnego znaczenia dla fabuły powieści, więc spieszę nadmienić, że misja naukowców kończy się sukcesem. Wygrzebują z piasków pustyni jakąś zapomnianą kość praprzodka ludzkości, która po dodatkowych badaniach ma ostatecznie potwierdzić teorie Darwina. Sukces? Bliższe prawdy będzie stwierdzenie: połowiczny, bowiem nieludzcy fundamentaliści za nic mają sobie odkrycia naukowe i likwidują dowód naszego pochodzenia w całkiem sympatyczny sposób.

Wkrótce potem likwidują – już w mniej sympatyczny sposób – jednego z naukowców. Życie dwójki pozostałych, jak się już z pewnością domyślacie, wisi na włosku. W zamian za uwolnienie pechowej ekspedycji naukowej muzułmanie oczekują góry... nie, nie pieniędzy. Góry ściśle wyselekcjonowanej broni, którą dostarczyć ma rząd francuski.

Tymczasem we Francji zawiła sytuacja polityczna nie pozwala rządzącym na spełnienie żądań separatystów. Ponoć z każdej opresji jest wyjście - takowoż żabojady znajdują rozwiązanie. W środku nocy z łóżka kochanki wyrywają męża uwięzionej gdzieś w afrykańskich górach pani naukowiec i przedstawiają mu sprytny plan na uwolnienie zakładników. Otóż to właśnie Vernet – bo tak zwie się nasz bohater – ma zakupić broń i wysłać ją do Afryki. Oczywiście całą operacją będą kierować tak naprawdę tajne służby, on ma być tylko figurantem. Skoro broni nie można przekazać oficjalnie (ach, ta zawiła sytuacja polityczna!), trzeba kombinować.

Tego wszystkiego dowiecie się po przeczytaniu 13 stron powieści dwóch niezwykle płodnych – jak się dowiadujemy z posłowia – autorów. Słusznie odnieśliście wrażenie, że Supernowa postanowiła uraczyć nas kolejną powieścią ze swojego sensacyjnego cyklu. I owszem, pościgów, wybuchów, trupów, intryg i szantaży tutaj nie zabraknie. Mało tego! Czekają na was potyczki tajnych agentów oraz ciemne interesy wpływowych ludzi przyprawione szczyptą polityki. Czego zabrakło?

Zdrowego rozsądku.

No bo jak logicznie wytłumaczyć chociażby fakt, że w całkowicie nieznanym sobie pustynnym terenie z obozu muzułmanów ucieka jeden z zakładników? Jak wytłumaczyć, że Vernet przeistacza się ze zwykłego szefa firmy w niezwykle sprawnego dowódcę oddziału bojowego? Jak wytłumaczyć charytatywną pomoc niejakiego Jednookiego, który w normalnych warunkach nie cofa się przed niczym i dla którego liczy się tylko duża kasa?

Wydaje mi się, że kołek, na którym trzeba zawiesić niewiarę, dramatycznie trzeszczy pod ciężarem zbiegów okoliczności i nieprawdopodobieństw, których dopuścili się w scenariuszu powieści panowie P&R. Zauważyliście, że napisałem „scenariuszu”? Powieść przypomina bowiem film sensacyjny – zresztą pierwotnie pisana była jako pomysł na film właśnie. I to – niestety – widać. I wcale nie mówię tutaj o krótkich, wyraźnie „filmowych” rozdziałach.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że pomysłów autorom nie brakuje. Intryga, mimo że mocno naciągana i schematyczna, wciąga – podejrzewam, że to zasługa iście ekspresowego tempa akcji. Warsztat literacki panów Płońskiego i Rybińskiego nie wyróżnia się niczym szczególnym – nawet ich poczucie humoru (przypominam, że duet P&R zasłynął między innymi dzięki scenariuszowi do serialu Alternatywy 4) tutaj jakoś nie rzuca się w oczy. Paradoksem jest, że posłowie książki, opowiadające o tym, jak doszło do jej napisania, wydało mi się ciekawsze i lepiej napisane, niż cała powieść.

W zapowiedzi wydawnictwa przeczytałem, że obaj twórcy doskonale się bawią, rozsiewając w powieści dziesiątki literackich cytatów i z humorem wprowadzając na jej stronice postaci znane z innych książek i ról. Przeczytałem to, dodam, ze zdumieniem. Nawet uwzględniając fakt, że książka powstała w czasach, w których nie było mnie jeszcze na tym ponoć najwspanialszym ze światów, powinienem zauważyć chyba te wszystkie (no, może chociaż część...) wymienione przez wydawcę smaczki i kruczki. Hmmm... Widocznie albo panowie P&R czytali inne rzeczy niż ja, albo pamięć coś mi zawodzi. Ze smutkiem przyznaję więc, że ja nie bawiłem się równie dobrze, jak autorzy powieści, bo nie dane było mi odszukać tych „dziesiątków cytatów” i „postaci znanych z innych książek i ról”. To może być zarówno plus, jak i minus, oczywiście. Minus, bo uciekła mi kupa zabawy. Plus, bo oceniam książkę tylko na podstawie fabuły i warsztatu autorów.

Pora na podsumowanie. Powieść Płońskiego i Rybińskiego lepiej sprawdziłaby się jako scenariusz do filmu sensacyjnego, niż jako samodzielna książka. Na pewno nie można jej odmówić ani szybkiej akcji, ani zaskakujących zwrotów fabularnych. Intryga - mimo że do bólu szablonowa i typowa - sprawuje się całkiem dobrze, czyli tak, jak na sensacyjne czytadło przystało. Niestety, mnie to nie wystarcza i nie satysfakcjonuje. Brakuje czegoś, co nadałoby tej książce... hmm... bo ja wiem? Oryginalności? Szczypty geniuszu? Smaku czegoś specjalnego i niespotykanego? Tytułowego brakującego ogniwa? Po prostu brakuje tego nienazwanego czegoś, co sprawia, że powieść zwala z nóg. Tutaj nic takiego się nie dzieje. I nawet względnie oryginalne zakończenie nie ratuje całości. Na domiar złego powieść sprawia wrażenie pisanej w pośpiechu.

Dlatego też Brakujące Ogniwo to tylko szybkie czytadło na jeden, dwa wieczory. Szybko wchodzi i szybko wychodzi. I – niestety – nic nie zostaje.

Szkoda. ■

Poprzednia recenzja„O tym, który wędruje nocą”
Następna recenzja„O chłopcu, który miał przygody z byle czego”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„O tym, który wędruje nocą”
Następna recenzja„O chłopcu, który miał przygody z byle czego”