Tu jest Raj, tu trzeba być twardym!

Zapamiętaj. Od torów do szosy jest Zatorze, czyli Raj, kurwa mać, twoje niebo z wielkiej płyty. Pierdolone slumsy, lepsze niż dekoracje w MTV. Trzydzieści parę razy po dziesięć pięter betonowego syfu. Tu jest Raj, tu trzeba być twardym. Każdego dnia zaciskać zęby i starać się jeszcze bardziej.

Recenzja: Granice raju, Anita Harton

jestem z miasta...

Urodziłem się w mieście. Całkiem sporym, do tego na Śląsku. Od zawsze mieszkałem w blokowiskach – mniejszych lub większych. Betonowa płyta. Wieżowce po dziesięć pięter na lewo i prawo. Ludzie, którzy mieszkają obok siebie i albo się nie znają, albo wręcz przeciwnie - wciskają nos w nieswoje sprawy. Pijani sąsiedzi, awantury, krzyki. Widok z okna na kolejny blok, śmietnik, zniszczony plac zabaw, zdeptany do gołej ziemi trawnik, ławkę obleganą przez wulgarnych wyrostków. To mój świat. To także świat z kartek Granic Raju.

Żyję w mieście. Mieszkam w największym blokowisku mojego miasta. Anita Harton mieszka na podobnym osiedlu. Mam jednak wrażenie, że jej osiedle to przedsionek piekła. Pod warunkiem oczywiście, że wizja literacka, jaką nam proponuje, jest choć odrobinę zgodna z rzeczywistością. Bo mam uzasadnione obawy, że tak nie jest. Nie może być przecież aż tak źle...

...to widać, słuchać i czuć

Esencją życia Jacka Lipskiego, komendanta posterunku policji na Zatorzu Fabrycznym (przez mieszkańców zwanym Rajem), jest próba utrzymania względnego porządku w zapomnianej przez Boga i ludzi dzielnicy miasta. Blokowisko. Osiedle przyfabryczne, w którym po fabryce pozostało tylko wspomnienie. Bieda i bezrobocie. Metody, jakimi posługuje się komendant, mają niewiele wspólnego z „normalną” pracą policji. Jedyne, co można o nich powiedzieć pozytywnego, to to, że są dostosowane do warunków i że - paradoksalnie - przynoszą wymierne efekty. Komendant zresztą zachowuje się jak ludzie, nad których bezpieczeństwem przyszło mu czuwać – klnie jak szewc, wódki i pacierza nie odmawia, jego jedyny przyjaciel to właściciel jedynego porządnie wyglądającego budynku w okolicy – burdelu „Afrodyta”. Nie może być inaczej, bo Lipski to tzw. człowiek stąd – urodził się i wychował w Raju, pracuje w Raju i jego umownych granic nie przekracza. Bo i po co?

Rutynową pracę (wypełnianie niekończących się stert papierów, interwencje w rodzinnych bójkach, ściąganie pijaków z ulic, odnajdywanie skradzionych aut itd., itp.) przerywa niecodzienne wydarzenie w pobliskim hipermarkecie „Imperator”. Zabójstwo, zręcznie tuszowane przez przedsiębiorczego właściciela sklepu, zbiega się w czasie z napływem zasobów do posterunku. Nie są to jednak nowe opony do policyjnej suki, o które Lipski bezskutecznie prosi centralę od kilku lat...

Ewelina Roszko, studentka psychologii, postanowiła odbyć praktykę na Zatorzu. Jako że chce się specjalizować w terapii patologicznych zachowań, Raj wydaje się wręcz wymarzonym miejscem. Łatwo domyślić się, że komendant nie jest zadowolony z takich zasobów (ludzkich) i że opony byłyby jednak lepsze. Lipski nie zmieni zdania nawet wtedy, kiedy okaże się, że uroczą studentkę fascynują... seryjni zabójcy.

Zabójstwo w „Imperatorze” to dopiero początek serii, ściśle powiązanej z promocjami, które hipermarket organizuje przez cztery kolejne niedziele. Komendant Lipski i Ewelina „doktor Freud” Roszko staną do walki z psychopatą. Czy będzie to walka zwycięska? Czy to w ogóle możliwe w Raju?

i jeszcze raz - jestem z miasta...

Anita Harton debiutuje w wydawnictwie Supernowa powieścią odważną i mocną – w dosłownym słowa tego znaczeniu. Takiego nagromadzenia wulgaryzmów w jednej, niegrubej w końcu książce, jeszcze nie widziałem. Tutaj wszyscy dookoła klną w żywy kamień – a jeśli akurat nie, to używają hip-hopowego slangu. Dobrze to czy źle? Co wrażliwszych może to odstraszać, ale powiedzmy to sobie uczciwie: taki jest właśnie język ulicy, język miasta i jego mieszkańców. Tak mówi się na betonowych osiedlach Warszawy, Krakowa i innych miast. Czy to już normalność? I czy to wystarczający powód, żeby błoto wylewało się jeszcze z kart powieści? A może autorka przekroczyła granice dobrego smaku?

Miasto sportretowane w Granicach Raju jest przerażające. Tak przerażające, że aż nierealne. Autorka zebrała wszystkie brudy dzisiejszego świata - wylewające się codziennie z telewizora tragedie rodzinne i patologie, a następnie wrzuciła je w zamkniętą przestrzeń jednego osiedla. Reporterzy Uwagi i Faktu mieliby tam pracę zapewnioną na kilka lat. Narkomania, kradzieże, rozboje, zabójstwa, krańcowe bezrobocie, zniechęcenie, skrajna apatia, pijaństwo.

Nasycenie powieści olbrzymią ilością przegranych ludzi, smutnego i bezsensownego świata powoduje, że obraz wydaje się być celowo przejaskrawiony. Tutaj nie pada ani jeden promyczek słońca, a każda jednostka, która podejmuje walkę, skazana jest na porażkę. Marzenia? Możecie być pewni, że tutaj się nie spełniają. Z Raju odchodzi się przegranym, a śmierć wydaje się największym szczęściem. Mimo to mieszkańcy osiedla darzą je prawdziwą, chociaż wykoślawioną, miłością. To po prostu ich dom.

W takiej scenerii rozgrywa się akcja powieści. Akcja, która w moim odczuciu jest pretekstem do opowiadania historii ludzi i historii tego konkretnego osiedla. Autorka, jako się rzekło, przejaskrawia sytuację, ale zabieg ten przynosi też i zamierzony efekt: podkreśla absurdalność otaczającego nas świata oraz głupotę ludzi. Hipermarket „Imperator” ze swoimi żałosnymi promocjami (do każdego kilograma ziemniaków lakier do włosów gratis - to tylko pierwszy przykład z brzegu), wyzysk pracowników i ukrywanie wypadków (kłania się Biedronka), rozpadające się brudne osiedle, posterunek policji, na którym brakuje wszystkiego, oprócz formularzy... Smutny świat, w którym nigdy nie świeci słońce. I zrezygnowani ludzie, żyjący z dnia na dzień siłą rozpędu...

Ta powieść jest po prostu dobra. Klimat nasuwa skojarzenia z Małą apokalipsą Konwickiego, mimo że to dwie różne powieści i że różni je prawie wszystko. Granice raju wywołują też uśmiech na twarzy – raczej smutny i straszny, ale jednak uśmiech. Wisielczy humor, chciałoby się rzec. Bo śmiać nam się przyjdzie z absurdów otaczającego nas świata. Otaczającego nas świata. NAS. Kiedy sobie to uświadomimy, już nie jest tak wesoło...

Podsumujmy. Z pewnością jest to kryminał, ale z ambicjami. Ciągle mam nieodparte wrażenie, że to wcale nie o wątek sensacyjny chodzi. Świat przedstawiony przez autorkę i osobiste tragedie bohaterów drugoplanowych wydają się być ciekawsze od wątku seryjnego mordercy. Warto wspomnieć również, że powieść napisana jest sprawnie i czyta się ją błyskawicznie. Autorka jest osobą młodą – to czuje się, czytając Granice raju – jednak świetnie włada piórem. Owszem, są pewne niedomagania i sprawy, nad którymi warto byłoby popracować (chociażby dialogi, które niekiedy brzmią sztucznie). Z drugiej strony jednak jej wiek może być także zaletą – w końcu najlepszymi obserwatorami rzeczywistości blokowisk są ludzie, którzy są ich częścią...

Na osobną uwagę zasługują rodzynki, które autorka powsadzała do swojej powieści – przykładowo, opis „wszechstronnej gry edukacyjno - rozwojowej dla dzieci” z sympatycznym królikiem w roli głównej. Fragmencik? Proszę bardzo: Kiedy tylko nieostrożny króliczek zbliżył się do pierwszego kaktusa, zza kolczastej łodygi wysunęła się morda kłapiącego zębami wilka i rozszarpała mu ucho.

Debiut literacki Anity Harton to powieść ze wszech miar godna polecenia. Spodziewałem się kolejnej, nic nie wnoszącej sensacji z gatunku „przeczytać – zapomnieć”, autorka zadbała jednak, żeby było inaczej. Obraz Zatorza Fabrycznego na długo zostanie w pamięci. Dłużej, niż historia o seryjnym zabójcy.

Zdecydowanie polecam. ■

Poprzednia recenzja„Utartym szlakiem”
Następna recenzja„Czy leci z nami socjolog?”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Utartym szlakiem”
Następna recenzja„Czy leci z nami socjolog?”