Mroczne widmo powraca

Mroczne średniowiecze, zakulisowa polityka, bratobójcze walki, skrytobójstwa, klęski i spektakularne historyczne zwycięstwa - wszystko to wraca w trzecim tomie cyklu Gwiazda Wenus, Gwiazda Lucyfer. Wraca kombinator i spekulant, mag i uczony Witelon. Wraca wrocławski książę. Wraca Jabłoński... "Ogrodem Miłości" po prostu deklasując dwa poprzednie tomy powieści.

Recenzja: Ogród Miłości, Witold Jabłoński

Lata 1280 - 1291 były to dziwne lata, w których rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Na ziemiach polskich panowało bezkrólewie, zwane przez potomnych Podziałem dzielnicowym - skutek nieszczęśliwego testamentu Bolesława Krzywoustego (wiecie, że on miał siedemnaścioro - tak, tak! - dzieciaków?). Kraj podzielony na mniejsze i większe księstwa, walczące ze sobą bez ustanku, wydzierające sobie podstępnie ziemię i majątki, nękały nie tylko plagi i choroby, dziesiątkujące ludność. Bratobójcze walki książąt (wszak większość z nich to rodzina, potomkowie Krzywoustego), najazdy sąsiadów na osłabione dzielnice, Tatarzy u bram Krakowa, niemieckie wpływy w księstwach zachodnich... Długo możnaby wymieniać ogrom nieszczęść, który w owych latach spadł na ziemie potężnego onegdaj Królestwa Polskiego.

Niezwykle malownicze tło historyczne to nie jedyna i nie ostatnia zaleta tetralogii Jabłońskiego. Na karty najnowszej części powieści powracają znani bohaterowie, z tajemniczym magiem spod ciemnej gwiazdy na czele. Witelon, bo o nim mowa, jest już statecznym mędrcem w sile wieku. Niemłode ciało kryje błyskotliwy umysł, zimny i zły, całkowicie opętany wizją osadzenia na tronie Polski „cudownego księcia” Henryka IV Probusa – śląskiego władcy, u którego Witelon piastuje ciepłą posadkę książęcego doradcy. Aby zrealizować swoje marzenie, Witelon nie cofnie się przed niczym. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Ogród Miłości rozpoczyna się we Wrocławiu. Na dworze Probusa poznamy kulisy zjazdu w Baryczy, podczas którego – za namową naszego czarodzieja spod ciemnej gwiazdy – Probus podstępem więzi przybyłych na negocjacje książąt. Konflikt z biskupem wrocławskim Tomaszem II zaostrza się, co w 1285 roku prowadzi w końcu do zajęcia ziem należących do biskupstwa. W międzyczasie jednak udajemy się wraz z Witelonem do Poznania. Władca Przemysł II i jego żona Ludgarda wszelkimi sposobami starają się o potomka. Bezskuteczne zmagania w alkowie przeradzają się w końcu w publiczny, ostry konflikt pomiędzy książęcą parą. Dość powiedzieć, że wzgardzona małżonka nie zamierza opuszczać dworu i z wojskiem swoich krewniaków okupuje część zamku. Nikogo nie powinno dziwić, że w zaistniałej sytuacji poznański książę za wszelką cenę pragnie pozbyć się ośmieszającego go problemu. Zgadnijcie, do kogo zwróci się o pomoc?

Zażegnawszy (jeśli można to tak nazwać…) problemy rodzinne Przemysła II, Witelon umyka do Wrocławia, gdzie czeka go kolejne wyzwanie matrymonialne, połączone z problemami w łożnicy. W śląskiej stolicy o potomka równie nieskutecznie stara się „cudowny książę” i jego niezbyt urodziwa małżonka. Najwyższa pora ją wymienić...

Celem kolejnej podróży jest Kraków. Oczywiście nasz mag nie jedzie sobie pozwiedzać małopolskiej stolicy, jeno marzy o koronie dla swojego księcia. Polskiej koronie oczywiście. Koronie zjednoczonych ziem polskich naturalnie. Koronie Bolesława Chrobrego bez wątpienia. Aby tego dokonać, konieczne jest między innymi zdobycie dzielnicy krakowskiej, w której rządzi Leszek Czarny… Tak, on tez ma problemy z poczęciem potomka…

Oczywiście nie zamierzam zdradzać wszystkiego, co przygotował dla was Jabłoński. Nie zamierzam tego robić nawet mimo tego, że ważniejsze fakty z naszej arcyciekawej przeszłości z pewnością pamiętacie z lekcji historii. Napisałem: z pewnością? Po pierwsze, lista książąt i wydarzeń ówczesnych czasów jest tak długa i bogata, że nie sposób o tym uczyć na lekcjach w szkole. Po drugie: okres podziału dzielnicowego to prawdziwa gratka dla historyków i pisarzy, którzy chcieliby podążyć ścieżką wytyczoną przez Jabłońskiego. Przecież w przekazach historycznych z tego okresu roi się od nieścisłości, wszelkiego rodzaju białych plam i innych luk, więcej nawet - relacje kronikarzy rozmijają się w wielu szczegółach. Autor Ogrodu Miłości doskonale wiedział, co robi, kiedy umieszczał akcję powieści w XIII wieku. Witelon i jego ciemne gry polityczne idealnie wpasowują się w luki, tworząc całkiem spójną i logiczną całość. Nawet jeśli Autor nagina historię, efektem jest jedynie zwiększenie logiki powieści. To oczywiste, że dzieło Jabłońskiego nie jest powieścią stricte historyczną…

… ale to akurat plus, a nie minus. Tło historyczne jest na tyle wiarygodne i odpowiadające prawdzie, na ile się dało. Po raz kolejny przychodzi mi chylić czoła przed kolosalną wiedzą historyczną autora. Po raz kolejny jestem zachwycony sposobem, w jaki Jabłoński w wydarzenia wplątuje Witelona, fantastykę, magię i realne postacie historyczne. Że nie wspomnę już o warstwie technicznej powieści – autor w mistrzowski sposób włada naszym ojczystym, świetnie stylizowanym i archaizowanym językiem.

Na kartach powieści Jabłońskiego ówczesna Polska po prostu ożywa. Kapitalnie przedstawione miasta wraz z zamieszkującymi je kmieciami i wielmożami. Świetnie sportretowane postaci i kierujące nimi emocje. Jako się rzekło, kapitalna otoczka historyczna (wraz z Witelonem znajdziemy się przecież między innymi w obleganym przez Turków Krakowie – to podczas tego oblężenia czarna strzała przebija gardło hejnaliście grającemu na alarm). Dzięki Jabłońskiemu poznamy epokę, w której sprawą priorytetową dla żon książąt było powicie i urodzenie męskiego potomka. Znajdziemy się w przydrożnych karczmach, ekskluzywnych burdelach, specjalizujących się w najwymyślniejszych uciechach cielesnych, na sfabrykowanym sabacie czarownic, w komnatach najznamienitszych książąt i w domach najbardziej znaczących mieszczan. Uruchamiamy wyobraźnię, odrobinkę dobrej woli… i przenosimy się w czasie.

Nie mam wątpliwości – trzecia część przygód maga to najciekawsza (i bezdyskusyjnie najgrubsza) część z dotychczasowych. Autor coraz chętniej korzysta – zgodnie z moimi przewidywaniami – z dialogów, historia nie nuży w żadnym momencie, akcja jest wartka i trzyma w napięciu. Smaczku całości dodają kapitalne, mocno odciskające się w pamięci sceny. Wspomnę tylko o nocnym spotkaniu maga z oszalałymi z głodu wieśniakami, opisach trawionego chorobą miasta czy podstępnym ataku Łokietka na wracające z Krakowa wojska Probusa pod Siewierzem. Wygląda na to, że im bliżej końca, tym lepiej.

Oczywiście, jak należało się spodziewać, w kolejnej odsłonie powieści pojawiają się zarówno wątki „szatańskie”, jak i homoseksualne. Tak więc poznamy nową miłość Witelona i razem z magiem weźmiemy udział w dwóch wybitnie specyficznych orgiach, które mag osobiście wyreżyseruje, spotkamy się również z samym Szatanem. Podkreślam jednak z całą siłą: to tylko specyficzne rodzynki w cieście, które dodają powieści smaczku i czynią ją jeszcze bardziej niesamowitą. Fenomenalnie skonstruowana opowieść Witelona (przypomnę, że mamy tutaj do czynienia z czymś w rodzaju pamiętnika) pozwala zagłębić się w fantastyczny i ponadprzeciętny umysł. Umysł pozbawionego skrupułów, egoistycznego, ale i kalkulującego z żelazną logiką polityka, uczonego, filozofa, skrytobójcy, wielbiciela męskich ciał i nieszczęśliwego kochanka. Przede wszystkim zaś: coraz starszego i coraz bardziej doświadczonego człowieka.

Książka jest wyśmienita. Jak być może pamiętacie, recenzując Ucznia czarnoksiężnika i Metamorfozy zachęcałem was do lektury. Mam wrażenie jednak, że robiłem to bardziej dlatego, że powieść była po prostu inna, niż wszystko, z czym mogliście się spotkać w fantastyce – i ta innością fascynowała. Owszem, były to ciekawe pozycje – mimo że zwracałem wam uwagę, że miejscami jest nudno lub za dużo suchych faktów historycznych i – użyjmy kolokwializmu - opisów. Tym razem napiszę: warto było przeczytać dwa poprzednie tomy, żeby móc zagłębić się w trzeci, absolutnie fenomenalny. Ani młodzieńcze losy Witelona, ani jego przygody w Paryżu i w Italii nie mogą się równać z tym, co spotka go - a razem z nim: was - we Wrocławiu, w Poznaniu i w Krakowie.

Blisko sześćset stron połyka się ekspresowo. Wydaje mi się, że sukces Jabłońskiego można tłumaczyć świetnym wyczuciem „dynamiki” powieści i doskonałym zbalansowaniem akcji z opisami tła historyczno – politycznego. Co przez to rozumiem? Proste: akcja, trochę spokoju, akcja, znów trochę spokoju… Czyli dynamika, której czasami brakowało w poprzednich częściach cyklu. Już nie wspominając o tym, że na korzyść powieści przemawia także ograniczenie miejsc i postaci, które przewijają się przez kartki książki. Być może to tylko złudzenie, ale wydaje mi się, że książka jest mniej „przeładowana” faktami i datami, postacie i wydarzenia drugoplanowe pozostają w tle jak należy, a focus skupiony jest na bohaterach pierwszoplanowych, których łatwiej polubić i łatwiej śledzić ich losy. Wszystko jest jakby lepiej przemyślane i uporządkowane.

Szkoda, że na ostatnią część przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać… Jeśli jednak Trupi Korowód będzie napisany w taki sam brawurowy sposób, jak Ogród Miłości… Cóż, znów będę miał wycięte kilkanaście godzin z życiorysu. ■

Poprzednia recenzja„Profesja: grabarz”
Następna recenzja„Nijacy bohaterowie”
1 komentarz
janett jabłońska
Wysłano 25 grudnia 2008 o 14:06

pochodze z rodziny jabłońskich

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Profesja: grabarz”
Następna recenzja„Nijacy bohaterowie”